Nie pieniądze czynią Cię dobrze ubraną, tylko zrozumienie.
Christian Dior
Wiele kobiet dąży do tego, żeby być bardziej stylowymi, ale co to w ogóle oznacza? Czym jest ten mityczny styl, czy każda z nas może go mieć i jak go odnaleźć? Coco Chanel powiedziała kiedyś „Moda przemija, styl pozostaje”. Miała rację.
Dlaczego styl nie ma nic wspólnego z trendami?
Ikona mody Gabrielle Chanel na pewno wiedziała, co mówi – kilkadziesiąt lat temu wypowiedziała słowa, które są nadal aktualne i które pewnie nigdy nie stracą na znaczeniu. Styl nie ma nic wspólnego z trendami i odwrotnie, trendy często mają niewiele wspólnego ze stylem. Ponadczasowe ubrania są zawsze modne i mimo że zmieniają nieco swój charakter na przestrzeni lat, główny zamysł pozostaje taki sam.
Ikoniczny płaszcz trencz, proste jeansy, czarne czółenka – tych elementów w modzie po prostu nie da się zastąpić bez względu na to, jakie trendy pojawią się za miesiąc czy za rok. Posiadając w szafie podstawowe klasyczne elementy garderoby, zawsze będziesz miała się w co ubrać i zawsze będziesz się czuła atrakcyjnie. Nieważne, co pojawi się w sklepach w przyszłym sezonie, co będą promowały instagramerki i co będzie lansowane na wybiegach – Ty bez względu na wszystko będziesz szykowna.
Trendy powstają po to, by napędzać sprzedaż. Marki modowe i projektanci prześcigają się ze sobą w tworzeniu coraz to bardziej futurystycznych form. Fast fashion zawojowała świat, a niektóre firmy są w stanie wprowadzić na rynek nowy model ubrania w zaledwie 2 tygodnie. Nowe kolekcje w sklepach pojawiają się coraz częściej – kiedyś były dwie w roku, teraz są 4 lub więcej, a wszystko po to, by zmusić Cię do kolejnych, najlepiej kompulsywnych zakupów i bezmyślnego podążania za modą. Trendy szafa nigdy nie da Ci spokoju i wytchnienia, wydrenuje tylko Twój portfel i pozostawi z uczuciem wiecznego niedosytu oraz klasycznym już – a jakże – „nie mam się w co ubrać”.
Moje podejście do komponowania garderoby i szukania swojego stylu jest całkowitą przeciwnością szybkiej mody. Wierzę w potęgę slow fashion, zrównoważonego stylu, minimalizmu i klasyki. Niezwykle bliska jest mi też idea body neutrality, którą uważam za nieodłączny element komponowania spójnej garderoby. Bez akceptacji siebie trudno zaakceptować swoją szafę, swoją codzienność i całe swoje życie. Jeżeli chcemy coś zmienić, zawsze wychodzimy od siebie.
Body neutrality – dlaczego to takie ważne?

Współczesny świat próbuje nam wmówić, że takie, jakie jesteśmy teraz, nie jesteśmy doskonałe i że naszym celem powinno być dążenie do tego nieuchwytnego ideału. Sztywne szablony sylwetek, określone typy kolorystyczne, zakazy i nakazy – to może powodować ogromną frustrację. Jesteśmy wtłaczane w szablony, a kto odstaje od przyjętych (umownych) norm, ten otrzymuje porady, by się zmienić lub maskować swoje niedociągnięcia.
W opozycji do tego stoi nurt body positivity akceptujący wszystko takim, jakie jest, a często też gloryfikujący postawy nie do końca zdrowe czy korzystne na dłuższą metę. Uważam, że żadna skrajność nie jest dobra, a to, co skrajne często budzi opór i niezadowolenie. Jestem daleka od określania modowych powinności i zakazów, ale za to cenię metodę małych kroków w drodze do wielkich celów. Uważam, że w kontekście mody i akceptacji siebie stanem zdecydowanie łatwiejszym do osiągnięcia jest body neutrality. Wedle tej koncepcji przyjmujemy, że mamy takie ciało, jakie mamy i nie wartościujemy się pod względem rozmiaru czy typu sylwetki. Bycie gruszką, kolumną lub jabłkiem jest tak samo w porządku, jak bycie klepsydrą. Możesz mieć wpływ na swoje wykształcenie czy obecny kolor włosów, ale to, jaki jest Twój układ kostny, nigdy nie powinno być traktowane w kategoriach wartościowania czy oceny. Pozwól sobie być sobą, docenić to, co w Tobie piękne i jednocześnie w pełni zaakceptować, że pewne elementy Ciebie, Twojego ciała czy stylu mogą nie być do końca „idealne” w myśl utartych schematów i że to jest całkiem normalne.
Nasze ciała nie są idealne w myśl trendów kreowanych przez media, ale czy naprawdę muszą takie być? Wychodzę z założenia, że ciało ma nam przede wszystkim służyć. Każda z nas przeszła w swoim życiu trudne momenty, które odcisnęły ślady na ciele: choroby, porody, operacje, wypadki czy kontuzje – to wszystko zostawia na nas nie tylko fizyczne, ale często też emocjonalne rany. O ile fizyczności bardzo często nie jesteśmy w stanie zmienić, o tyle możemy dokonać zmiany sposobu, w jaki myślimy o swoim ciele.
Bardzo często nie zwracamy uwagi na jednoznaczne sygnały, które daje nam ciało, nie potrafimy wejść z nim w dialog, wsłuchać się w jego potrzeby i docenić, że mimo wielu przeciwności nadal służy nam najlepiej, jak potrafi. Jeśli bardzo często oceniasz i wartościujesz swoje ciało, a przy tym wyszukujesz czegoś do poprawienia oraz „wad”, które zaakceptujesz pod warunkiem, że (tu wstaw dowolne), to może czas popracować nad swoimi emocjami? Szczerze polecam krótkie sesje medytacji lub zwyczajne chwile zagłębienia się w siebie i w swoje uczucia. Zadaj sobie pytanie, co czujesz, kiedy myślisz o swoim ciele, a co chciałabyś czuć, co komunikuje Ci konkretna część Twojego ciała, czego potrzebuje, a czego nie chce. Swego rodzaju „rozmowa” z ciałem sprawia, że przestajemy je traktować jako coś oddzielnego, a zaczynamy pojmować jako część siebie.
Może się to wydawać na początku trochę abstrakcyjne, ale kiedy w ten sposób spojrzysz na swoją powierzchowność i potraktujesz ją nie jako coś, co stoi Ci na drodze do akceptacji, ale jej nieodłączny element, to łatwiej będzie Ci się na co dzień funkcjonowało. Być może też to, co do tej pory było Twoim kompleksem, zostanie przytulone, ukochane i zaakceptowane. Żadna z nas nie jest i nigdy nie będzie w 100% idealna w takim rozumieniu, jakie próbują przedstawić nam mainstreamowe media. Piękno naprawdę tkwi w różnorodności i może mieć wiele obliczy. Pozwól sobie zrozumieć, że też jesteś jednym z nich. Do bycia OK, piękną i wartościową nie brakuje Ci X ani Y – brakuje Ci tylko akceptacji. Jesteś całością taka, jaka jesteś teraz. Jeśli Ty to zaakceptujesz, zaakceptuje to cały świat.
Znajomość i akceptacja siebie a styl

Jestem przekonana, że znalezienie swojego indywidualnego stylu powinno iść w parze ze zrozumieniem i akceptacją siebie. Kiedy w pełni zaakceptujesz to, jaka jesteś, jak wyglądasz, co lubisz i jednocześnie zrozumiesz, że są fasony czy kolory, które Ci służą, ale też takie, w których – obiektywnie rzecz biorąc – możesz wyglądać niekorzystnie, znajdziesz siebie w modzie i modę w sobie. I nawet kiedy wybierasz te „złe” kolory, bo tak chcesz, to wszystko jest w porządku. Warto znać siebie, swoje mocne strony i upodobania, akceptować je takimi, jakimi są, dosłownie przyjąć z całym dobrodziejstwem inwentarza, bez prób usilnej zmiany. Radość nie musi oznaczać nadmiernego wysiłku.
Jeśli trudno jest Ci zaakceptować swoje ciało, zacznij od prostego ćwiczenia: po prostu staraj się codziennie mniej krytykować siebie i innych. Zamiast dostrzegać wady w sobie i w ludziach, których spotykasz, staraj się zauważać zalety. Na początku może być to dość trudne, ale z czasem przekonasz się, że lepiej widzieć szklankę do połowy pełną, niż do połowy pustą.
Nie chodzi o pieniądze
W Twoim indywidualnym stylu nie będzie też chodziło o pieniądze. Oczywiście na zakup pięknego płaszcza z najlepszej wełny, luksusowych skórzanych butów czy torebki od projektanta trzeba przeznaczyć relatywnie wysoką kwotę, ale nie chodzi o to, że masz wybierać same najdroższe rzeczy. Nie zawsze jest tak, że jakość idzie w parze z ceną. Jeśli sprawdzisz składy ubrań od drogich marek, to możesz ze zdziwieniem stwierdzić, że wiele z nich powstaje z poliestru, poliamidu i akrylu, czyli najgorszych materiałów, a mimo to rzeczy z tych domów mody kosztują krocie.
Jednocześnie wśród propozycji polskich dużo tańszych marek z kategorii premium znajdziesz piękne sweterki z czystej wełny, klasyczne spódnice z ekologicznej bawełny i wspaniałe sukienki z jedwabiu. Poliestrowa suknia może Cię kosztować kilka tysięcy złotych, a jedwabna „Made in Poland” tysiąc. Logo i idąca za nim cena nie musi być wyznacznikiem jakości – nie daj sobie wmówić, że nie stać Cię na to, żeby ubierać się z klasą i w dobrym standardzie.
W tworzeniu Twojej nowej kapsułowej garderoby ostatecznie nie chodzi o pieniądze, nie jest moim celem, byś wydała 20 000 zł na rzeczy z widocznymi logotypami, tylko byś przeznaczyła budżet na kilka ubrań lub dodatków, których po prostu nie da się nie kochać.
Na tanie ubrania albo podążanie za trendami i wypełnianie swojej garderoby najnowszymi gorącymi wynalazkami co sezon stać tak naprawdę tylko bogaczy, bo tylko oni mogą sobie pozwolić na noszenie czegoś „na raz” czy przez jeden sezon. Jeśli nie masz nieograniczonych funduszy, lepiej wybierać rzeczy, które posłużą więcej niż jeden rok. Trzeba sobie to powiedzieć wprost, że za kilkadziesiąt złotych nie da się wyprodukować dobrej jakościowo rzeczy i jeszcze na niej zarobić, a przecież to jest celem każdej marki odzieżowej typu fast fashion. Jeśli firma chce zarabiać, będzie cięła koszty, a w pierwszej kolejności sięgnie po najgorsze materiały i najtańszą siłę roboczą.
Spróbuj znaleźć równowagę między niebotycznymi wydatkami a skrajną oszczędnością. Pośrodku tej cenowej wojny też są wspaniałe marki i piękne produkty. Głównym wyznacznikiem Twoich ubrań powinna być jakość, a nie logo. Jeśli blokuje Cię budżet, możesz szukać pięknych ubrań i dodatków w vintage shopach i second handach. Warto sięgnąć tam przede wszystkim po wełniane swetry, okrycia wierzchnie, szale i czapki, które często są sprzedawane w nienagannym stanie albo nawet nowe bez metki. W ten sposób zapłacisz bardzo niewiele pieniędzy za wysoką jakość. Nie wszystko musisz mieć nowe, niektóre rzeczy, np. te ze skóry czasami wyglądają lepiej, jeśli są szlachetnie nadgryzione zębem czasu.


Hinterlasse einen Kommentar